Sunday 24 November 2013

here I am. włosy zmierzwione,od rana nie dotykane, w ustach smak sosu pomidorowego i coli, spadające z tyłka mężowe dresy. za mną smerfy kradną jakieś złote jajo, sama siedzę na podłodze że niby towarzyszę w zabawie, komputer leży na kanapie z rozdziawioną paszczą i czeka, żeby w każdej chwili połknąć mnie, pochłonąć. Pietrucha zapobiega temu skutecznie włażąc mi to na nogę, to czepiając się moich pleców poddusza mnie delikatnie, ponoć to sprzyja twórczości - niedotlenienie trochę jak dragi, jak haj. kazało mi w końcu usiąść i napisać, trochę walczyłam, ale się poddałam. chyba nie dam rady nie pisać. tym razem otwarcie, nie do szuflady, która i tak przeszperana pogwałcona, aż w końcu dałam sobie spokój z prawdą i dałam spokój w ogóle na całe 10 lat. here i am.

No comments: